Wydana w 2016 roku książka Jarosława Urbańskiego „Społeczeństwo bez mięsa” to ciekawa i pożyteczna pozycja na polskim rynku idei. Solidna, przyjemna w lekturze, pełna usystematyzowanej wiedzy, a przy tym starannie wydana i wydrukowana na papierze, który zachęca do robienia odręcznych notatek.
Teza jest prosta i uznana dziś przez większość osób i instytucji zajmujących się globalnym systemem żywnościowym (np. FAO): współczesna gospodarka musi zmienić sposób produkcji i dystrybucji żywności w kierunku mniej energo- i zasobochłonnej. W przeciwnym razie dzisiejsze zagrożenia środowiskowe, epidemiologiczne, a także gospodarcze i polityczne będą w tempie geometrycznym wzrastać. Najpewniejszym sposobem na uzdrowienie systemu żywnościowego jest właśnie społeczeństwo bez mięsa, a konkretnie radykalne ograniczenie udziału produkcji odzwierzęcej. Żywienie się roślinami jest tańsze, zdrowsze i bardziej zrównoważone (sustainable). Nie wspominając o aspekcie etycznym, związanym z przemysłową hodowlą zwierząt.
Urbański dowodzi tej tezy w sposób systematyczny, krok po kroku przedstawiając argumenty wskazujące, że centralna rola mięsa w dietach rozwijających się i wysoko rozwiniętych społeczeństw jest przygodna, a nawet stanowi ślepą ulicę owego „rozwoju”. Śledzi mięsność od czasów prehistorycznych do współczesności, ze szczególną skrupulatnością przyglądając się ostatnim stuleciom. Buduje szeroki kontekst, opisując uwarunkowania gospodarcze, demograficzne, strukturalne. Socjologicznym okiem przygląda się współczesnej konsumpcji mięsa, analizując system żywieniowy z perspektywy ekonomii politycznej. Uwzględnianie relacji władzy, struktury własności i interesów, kapitału i wpływów w kontekście globalnych przepływów to podejście, które weszło dziś niemal do kanonu food studies.
Za najciekawszą uważam osobiście część historyczną, za najsłabszą – fragmenty, w których autor odwołuje się do teorii socjologicznych. Nie do końca przemawia do mnie również pierwsza część, poświęcona dyskusji z koncepcją „pierwotnego myśliwego”. Wydaje się, że w antropologii fizycznej teza ta odeszła do lamusa dobre kilkadziesiąt lat temu, choć oczywiście dalej dominuje w świadomości potocznej. I to ta, potoczna, wiedza powinna być dla Autora przeciwnikiem w dyskusji. Warto byłoby więc sprawdzić, jaką rolę mit pierwotnego mięsożercy pełni w tekstach kultury: bajkach, literaturze, ale i podręcznikach żywienia lub w mediach masowych. Ale to oczywiście byłaby inna książka, skierowana do innych czytelników.
Podsumowując: „Społeczeństwo bez mięsa” trzeba przeczytać. Urbański, zachowując szeroką perspektywę i krytycyzm, posługuje się językiem zrozumiałym dla niespecjalisty i utrzymuje wartką, angażującą czytelnika narrację. To oczywiście książka z bardzo silną tezą, książka perswazyjna, ale przy tym uczciwa i daleka od ideologicznego zacietrzewienia.